piątek, 7 kwietnia 2017

W sprawie sukni. Ślubnej.

Że w przepastnych magazynach muzealnych kryją się prawdziwe cudeńka, to nie dziwi nikogo. Tak jak nie dziwi to, że praca nad przygotowywaniem wystawy jest długa i żmudna, a bywa i ona pracą detektywistyczną. Tak było i w tym przypadku, kiedy w jednym z pudeł w magazynie Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej pokazało się bardzo dużo białego, lekko połyskliwego materiału, wytłaczanego w drobny wzór kwiatowy. Materiał niedbale złożony, bardzo pognieciony, dopiero po jego delikatnym rozwinięciu okazał się być… suknią.
Ślubną w dodatku.
 
Suknia ślubna ze zbiorów MOZK, fot. A. W. Brzezińska

W księdze inwentarzowej widniał zapis, że została ona kupiona od autorki. Opis typowy, muzealny, formalny: „Suknia ślubna, biała z jedwabiu w wytłoczony wzór (listki), wykończona falbankami, długi rękaw, w talii marszczona, przewiązana szarfą, rekonstrukcja (wykonano w 1978 r. odwołując się do wzorów z okresu międzywojennego)”. Suknię uszyła J. Głuszczyńska ze wsi Jarantów – i jak w księdze czytamy – „wiejska krawcowa, wykonała z własnego materiału, wg zapamiętanego wzoru”.
Koniec.
Biała suknia w pudle i tyle.
I co dalej?
Suknia ślubna to szerokie pole dla etnograficznej i muzealnej opowieści, bo można opowiedzieć i o rzemiośle, i o obrzędowości rodzinnej, i o pamięci pokoleniowej. Ale najpierw trzeba opowiedzieć o człowieku.
O krawcowej.
J. Głuszczyńskiej z Jarantowa.
Po trochę trwających poszukiwaniach telefonicznych* udało się namierzyć syna, który przekazał z kolei namiary na swoje siostry, czyli córki krawcowej. I tak w jednym z kaliskich bloków, z wiosną za oknem i kawą w filiżankach potoczyła się opowieść o Janinie Głuszczyńskiej (z domu Dzbanuszek), która całe swoje życie była związana z Jarantowem. Jedynie do szkoły, do kaliskich Nazaretanek wyjechała na jakiś czas i to tam nauczyła się szyć i haftować. Szyła swoim dzieciom, w wolnym czasie i bardzo to lubiła.
Jej córki z wielkim wzruszeniem wspominały Mamę, niedowierzając, że gdyby nie suknia ślubna w jednym z pudeł w magazynie muzealnym to nie byłoby tej chwili – chwili dla Mamy, o Mamie i dzięki Mamie.
I pomimo łez wzruszenia było to radosne spotkanie.


Zdjęcia ze zbiorów rodzinnych, fot. A. W. Brzezińska

*Podziękowania wielkie dla Ilony Wieczorek z MOZK za prawdziwie detektywistyczną pracę, dzięki której udało się odnaleźć rodzinę J. Głuszczyńskiej!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz