piątek, 3 października 2014

p. Regina* z Bukowiny

 Nie było łatwo dotrzeć do p. Reginy. Jak się umówić na spotkanie bez telefonu, kiedy rozmówczyni mieszka za Zieloną Górą. Jechać w ciemno? Nie - wystarczy kontakt przez skansen w Ochli i przez znajomych z PTLu. Zostałam uprzedzona, że przez telefon lepiej się umawiać z córką - Anielą.
Wywiad umówiony, nie ma problemu, czekamy.
Jadę.
Autostradą w całkowitej mgle, jakbym się nie poruszała w ogóle. Potem labirynt dróg wojewódzkich, krajowych i gminnych, wśród lasów wioski i wioseczki, częściowo droga wyłożona brukiem. To ziemie zachodnie, stad wyszli jedni i dotąd doszli osadnicy.
Rodzina p. Reginy to wszyscy Bukowińczycy, w kilku wsiach sąsiednich ich osiedlili, stąd tyle nazwisk takich samych.
I to co dla bukowińskiej kobiety tak oczywiste - koraliki, zwane "dżordanami".  Maleńkie, wzory z głowy, wiązane w dżordany, albo naszywane na koszule (taką samą koszulę pokazywała mi p. Bożena spod Jastrowia).
Ale najlepszy był plan wizyty - najpierw dżordany rozłożone na stole, potem kawa i ciasteczko, następnie szybka przebiórka (z pomoca troskliwej córki) do sesji zdjęciowej, a potem szybkie przebiegnięcie po wszystkich po twarzach na zdjęciach. I na koniec piosenki. Pakiet dla etnografa.
A potem normalna rozmowa :-) I serdeczne opowieści o zaprzyjaźnionym małżeństwie etnografów z Ochli.
Sesja nie przed domem tylko w ogródku, na tle kwiatów, a potem pod jabłonką (w ręce marcinki i turki). Spojrzenie mocne, sylwetka zdecydowana. W końcu matka dziewięciorga dzieci, co to nigdy usiąść i odpocząć nie miała czasu. A trzeba było. Trzeba czasem usiąść i odpocząć.

*   *   *   *   *

P.S. W moim samochodzie obłędnie pachnie chlebem, upieczonym dla mnie przez córkę p. Reginy - Anielę. Ogromny, pszenny, z chrupka skórką. Chleb. Najlepszy prezent jaki można dostać. O prezentach jeszcze będzie.


















* Panie Regina zgodziła się na publikację wizerunku


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz